Jeśli ktoś myślał, że to koniec naszych perypetii... to sie mylił.
Z Effcia postanowiliśmy wrócić dzień wcześniej. Pobudka o 4 rano, spakowaliśmy auto wczoraj wiec wystarczyło pójść po nie na parking strzeżony - małe piwo;)
Było jeszcze przed wschodem słońca, ruszyłem częściowo oświetloną drogą w stronę parkingu. W oddali w świetle latarni zobaczyłem sforę bezpańskich psów. Miałem nadzieję że nie zainteresują się mną i pozwolą przejść... ale przeliczyłem się. Gdy zbliżyłem się na odległość ok 10m wyraźnie rozdrażnione zwróciły się w moją stronę i warcząc zaczęły otaczać. Poczułem się jak zwierzyna osaczona przez wilki. Jakoś udało się mi bezpiecznie wycofać w bramę ośrodka i robiąc kółko wróciłem po domu żeby chwile przeczekać. Po 15min zrobiłem drugie podejście zaopatrując się w metalowy pręt - tak na wszelki wypadek. Tym razem kundle siedziały gdzieś w krzakach skąd dochodziło szczekanie, ale udało mi się bezpiecznie dotrzeć na parking i zabrać auto. Wyruszyliśmy w drogę o 5.15. Krym przejechaliśmy w ok 3,5h po drodze zatrzymując się żeby podwiązać drutem wydech który ponownie opadł - pasy którymi go podwiesiliśmy przetopiły się częściowo od gorących spalin.
Wstępnie planowaliśmy dotrzeć do Kijowa i tam zanocować, ale trasa minęła nam dość szybko o kolo godziny 18 byliśmy już w stolicy. Postanowiliśmy jechać dalej i dotrzeć jeszcze dziś do granicy. Od Kijowa stan drogi znacznie się pogorszył - momentami musiałem zwalniać do 90km/h żeby nie zostawić kawałka zawieszenia na tych nierównościach. Za miejscowością Równe skończyła się 2 pasmówka i zaczął się nowy wymiar hardcore'u. Po kilkudziesięciu kilometrach telepania sie po nieoświetlonych i tragicznie oznakowanych drogach pod granicą zabiłem lewy przedni amortyzator i od tej pory towarzyszyło nam niezbyt miłe stukanie przedniego zawieszenia. Gdy dotarliśmy do przejścia w Uściługu natrafiliśmy na sporą kolejkę. W dodatku okazało się, że ominęliśmy inna kolejkę po numerki do tej kolejki :O. Stwierdziłem, że to jakiś żart i ruszyliśmy na Dorohusk, który był oddalony o 60 kilka kilometrów, z nadzieją, że tam będzie lepiej. Gdy dojechaliśmy na miejsce o 3.30 zamieniliśmy się miejscami i próbowałem się zdrzemnąć. Obudziła mnie po kilkunastu minutach rozmowa... To była Effcia i jakiś koleś mówiący po rosyjsku. "Przemiły" tubylec oferował pomoc w ominięciu kolejki za jedyne 50$... Wolne żarty! Próbowaliśmy go spławić na wszelkie możliwe sposoby. Nawet myślałem po raz kolejny o moim bejsbolu pod fotelem, ale w pobliżu zaczął się kręcić koleżka tego typka. Gdy prośby o pomoc kogoś z kolejki przez CB nie poskutkowały a tubylec stał się agresywny wyjechaliśmy z kolejki i podjechaliśmy do przodu. Gdy ruszaliśmy prostak chwycił za lusterko i próbował je złamać... jedyne co mu się udało to zerwać plastikową osłonkę o wartości 39pln (już zakupiona na allegro:)
Zatelefonowałem na 112 i poprosiłem o interwencję milicji. Radiowóz zjawił sie po 15 min. Panowie wysłuchali co sie stało i obiecali znaleźć tego prostaka. Prawdę mówiąc nie wierzyłem, że cokolwiek zdziałają, ale naprawdę "zapuścili macki" w postaci funkcjonariuszy w cywilu i miejscowych informatorów i koło godziny 7 przywieźli właściwą osobę do identyfikacji. Effcia jako że mówi po rosyjsku wsiadła do cywilnej radiolki (stara Jetta z przyciemnianymi szybami) i z panami milicjantami spisała zeznania. Okazało się, że kolega Eduardo jest niepełnoletni i ma już 2 wykroczenia na koncie. To było trzecie, co oznaczało że pójdzie siedzieć.
Później już było z górki... o godzinie 10.30 byliśmy na terenie IV RP!
Miałem wrażenie ze drogi są tak gładkie jak stół (takie same wrażenie miewam jak przekraczam granicę polsko niemiecką - oczywiście na korzyść niemieckich dróg) i w końcu bez żadnych problemów byłem w stanie odczytać drogowskazy:)
Oświadczam oficjalnie, że moja noga nie postanie za wschodnią granicą przez następne 15 lat! Dopóki ten dziki kraj i dzicy ludzie nie zaprowadzą trochę porządku nie ma sensu tam jechać.
A oto ja szczęśliwy po blisko 7h czekania na przejsciu granicznym:
piątek, 17 sierpnia 2007
środa, 15 sierpnia 2007
Ostatnie 3 dni plażowania
Po wszystkich "wspaniałych" doświadczeniach podczas urlopu postanowiliśmy ostatnie 3 dni spędzić leżąc na plaży i pływając w morzu. Naprawdę ciężko było znaleźć skrawek wolnego miejsca nad wodą.Wieczorkiem ostatniego dnia poszliśmy zrobić sobie fotki na skale na której przesiadywaliśmy po zachodzie słońca.
Etykiety:
krym,
morze czarne,
wakacje,
wakacje na krymie,
wycieczka na krym
niedziela, 12 sierpnia 2007
Sudak
Po paradzie atrakcji w dniu poprzednim resztę czasu postanowiliśmy spędzić na plaży. Niestety pogoda splatała nam figla i niebo nad Ałupką zachmurzyło się. W związku z tym postanowiliśmy dać Krymowi ostatnią szansę i zwiedzić Twierdzę w Sudaku. Odległość 120km wydawała sie mała, jednak okazało się ze szeroka droga za Ałtuszą zmienia się w wąską i kręta drogę górską, więc dotarcie na miejsce zajęło nam więcej czasu niż zakładaliśmy.
Gdy dotarliśmy na miejsce temperatura sięgała ponad 35st C w cieniu, a miejsce wyglądało jak spalony słońcem step otoczony murem. Wejściówki kosztowały po 40 hrywien od łebka i 5 za robienie zdjęć, co znacznie odbiegało od cen podanych w przewodniku. Wokoło roiło się od straganów z pamiątkami i przebierańców którzy tworzyli niepowtarzalny klimat tego miejsca. Wspięliśmy się na mur skąd mogliśmy podziwiać piękne widoki na wybrzeże Morza Czarnego.
Ostatnim miejscem które chcieliśmy zobaczyć był park botaniczny w Nowym Świecie który znajdował się 7km od Twierdzy.
Zaparkowaliśmy auta na drodze prowadzącej do parku jak dużo innych osób. Było bardziej niż pewne ze zaraz podbiegnie do nas cieć parkingowy, i tak też się stało. Chciał żebyśmy zaparkowali na jego parkingu, a my oszukani już raz przez parkingowego koło polany bajek kazaliśmy mu się odczepić. Na nic zdały sie tłumaczenia że stoją tu też inne auta i że to nie jego biznes. W momencie kiedy zagroził spuszczeniem powietrza z opon miałem ochotę wyciągać domowej roboty bejsbola spod siedzenia a Paweł gazrurki z bagażnika i wybicia mu tego z głowy. Ostatecznie odechciało nam się zwiedzać Nowy Świat i ruszyliśmy do domu. Dodatkowo po powrocie z Sudaku wydech w naszej bawarce złamał się tuż za katalizatorem. Było to wynikiem procesu wyniszczania który zaczął sie już we Lwowie. Tam najprawdopodobniej zahaczyłem mocowaniem wydechu o tory tramwajowe. Mocowanie to poluzowało się i ciągnęło się po asfalcie w Odessie i zmuszony byłem je odkręcić. Reszta drogi dopełniła aktu zniszczenia:)
Razem z Pawłem podwiesiliśmy wydech na pasach i tyrtytkach. Szkoda że nie miałem wtedy aparatu, bo auto podczas naprawy stało prawym tylnym kołem na stromym podjeździe na czyjąś posesję, dwoma lewymi kołami na drodze, a przednie prawe wisiało w powietrzu. Powiem tylko tyle... miny kierowców przejeżdżających obok - bezcenne! :D
A oto kilka rodzynków tuningu Ukraina style:
Gdy dotarliśmy na miejsce temperatura sięgała ponad 35st C w cieniu, a miejsce wyglądało jak spalony słońcem step otoczony murem. Wejściówki kosztowały po 40 hrywien od łebka i 5 za robienie zdjęć, co znacznie odbiegało od cen podanych w przewodniku. Wokoło roiło się od straganów z pamiątkami i przebierańców którzy tworzyli niepowtarzalny klimat tego miejsca. Wspięliśmy się na mur skąd mogliśmy podziwiać piękne widoki na wybrzeże Morza Czarnego.
Ostatnim miejscem które chcieliśmy zobaczyć był park botaniczny w Nowym Świecie który znajdował się 7km od Twierdzy.
Zaparkowaliśmy auta na drodze prowadzącej do parku jak dużo innych osób. Było bardziej niż pewne ze zaraz podbiegnie do nas cieć parkingowy, i tak też się stało. Chciał żebyśmy zaparkowali na jego parkingu, a my oszukani już raz przez parkingowego koło polany bajek kazaliśmy mu się odczepić. Na nic zdały sie tłumaczenia że stoją tu też inne auta i że to nie jego biznes. W momencie kiedy zagroził spuszczeniem powietrza z opon miałem ochotę wyciągać domowej roboty bejsbola spod siedzenia a Paweł gazrurki z bagażnika i wybicia mu tego z głowy. Ostatecznie odechciało nam się zwiedzać Nowy Świat i ruszyliśmy do domu. Dodatkowo po powrocie z Sudaku wydech w naszej bawarce złamał się tuż za katalizatorem. Było to wynikiem procesu wyniszczania który zaczął sie już we Lwowie. Tam najprawdopodobniej zahaczyłem mocowaniem wydechu o tory tramwajowe. Mocowanie to poluzowało się i ciągnęło się po asfalcie w Odessie i zmuszony byłem je odkręcić. Reszta drogi dopełniła aktu zniszczenia:)
Razem z Pawłem podwiesiliśmy wydech na pasach i tyrtytkach. Szkoda że nie miałem wtedy aparatu, bo auto podczas naprawy stało prawym tylnym kołem na stromym podjeździe na czyjąś posesję, dwoma lewymi kołami na drodze, a przednie prawe wisiało w powietrzu. Powiem tylko tyle... miny kierowców przejeżdżających obok - bezcenne! :D
A oto kilka rodzynków tuningu Ukraina style:
Etykiety:
krym,
morze czarne,
wakacje,
wakacje na krymie,
wycieczka na krym
sobota, 11 sierpnia 2007
Wycieczka krajoznawcza!
Po 2 dniach lenistwa postanowiliśmy odwiedzić kilka miejsc z listy przygotowanej przez Justynę żeby się nie okazało że dziewczyna sie napracowała na marne;) Lista była dość obszerna więc postanowiliśmy "przepuścić ją przez filtr" i wybraliśmy najciekawsze miejsca: jaskółcze gniazdo, polana bajek, wodospad Uczan-su, sobór Aleksandro Newski w Jałcie, pałac Chanów w Bakczysaraju,...
Na pierwszy ogień poszło jaskółcze gniazdo które w rzeczywistości jest restauracją. Widoki piękne, a przy pomoście na dole klifu pływa kupa śmieci...
Następnie udaliśmy się do polany bajek. Znajdują się tam rzeźby postaci z bajek i legend ukraińskich, rosyjskich, jak również Braci Grimm i Disneya (podobno, bo tych ostatnich nie widzieliśmy). Na wjeździe zatrzymał nas pan parkingowy. Stał obok patrolu milicji i pobierał opłatę za parking i wejście na polane bajek - 4o hrywien. Przy próbie wejścia okazało sie ze daliśmy sie zrobić klasycznie w trąbę bo opłata parkingowa wynosi 5hrywien za godzinę i oczywiście nie obejmuje wejścia na teren polany. Próba odnalezienia parkingowego i dochodzenia sprawiedliwości oczywiście nie przyniosła efektów, pan milicjant, który stał przy wjeździe jak nas oszukiwano wzruszył tylko ramionami i powiedział "szukajcie go", a parkingowy kmiotek po odnalezieniu wykręcił sie jakaś głupią gadka. Polana bajek to jedna wielka parodia. Nie wiem czemu spodziewaliśmy sie czegoś w stylu Disneylandu, zastaliśmy tam tylko żałosne figurki z drewna i beznadziejny gabinet krzywych zwierciadeł... Nawet nie było Wilka i Zająca - jedynych bohaterów rosyjskiej bajki jaką znamy.
W Jałcie pojechaliśmy zobaczyć polecany przez przewodnik sobór Aleksandro Newski, i w drodze do Bakczysaraju największy wodospad na Krymie... gdzie po zapłacie za parking 15hr i wejściówek po 5hr okazało się ze w okresie letnim nie ma wody.
Ostatnią nadzieją na powodzenie tej wyprawy był pałac Chanów gdzie przyjechaliśmy 40 min po zamknięciu i musieliśmy zapłacić łapówkę strażnikowi, który nam pozwolił wejść na 15min i zrobić kilka fotek.
Analizując cala wyprawę z perspektywy czasu jesteśmy przekonani ze gdyby darować sobie zwiedzanie miejscowych atrakcji turystycznych i spędzić ten cały czas na plaży to urlop można by było zaliczyć do udanych.
A na koniec kolejny lokalny tuning - tym razem Opel:
Na pierwszy ogień poszło jaskółcze gniazdo które w rzeczywistości jest restauracją. Widoki piękne, a przy pomoście na dole klifu pływa kupa śmieci...
Następnie udaliśmy się do polany bajek. Znajdują się tam rzeźby postaci z bajek i legend ukraińskich, rosyjskich, jak również Braci Grimm i Disneya (podobno, bo tych ostatnich nie widzieliśmy). Na wjeździe zatrzymał nas pan parkingowy. Stał obok patrolu milicji i pobierał opłatę za parking i wejście na polane bajek - 4o hrywien. Przy próbie wejścia okazało sie ze daliśmy sie zrobić klasycznie w trąbę bo opłata parkingowa wynosi 5hrywien za godzinę i oczywiście nie obejmuje wejścia na teren polany. Próba odnalezienia parkingowego i dochodzenia sprawiedliwości oczywiście nie przyniosła efektów, pan milicjant, który stał przy wjeździe jak nas oszukiwano wzruszył tylko ramionami i powiedział "szukajcie go", a parkingowy kmiotek po odnalezieniu wykręcił sie jakaś głupią gadka. Polana bajek to jedna wielka parodia. Nie wiem czemu spodziewaliśmy sie czegoś w stylu Disneylandu, zastaliśmy tam tylko żałosne figurki z drewna i beznadziejny gabinet krzywych zwierciadeł... Nawet nie było Wilka i Zająca - jedynych bohaterów rosyjskiej bajki jaką znamy.
W Jałcie pojechaliśmy zobaczyć polecany przez przewodnik sobór Aleksandro Newski, i w drodze do Bakczysaraju największy wodospad na Krymie... gdzie po zapłacie za parking 15hr i wejściówek po 5hr okazało się ze w okresie letnim nie ma wody.
Ostatnią nadzieją na powodzenie tej wyprawy był pałac Chanów gdzie przyjechaliśmy 40 min po zamknięciu i musieliśmy zapłacić łapówkę strażnikowi, który nam pozwolił wejść na 15min i zrobić kilka fotek.
Analizując cala wyprawę z perspektywy czasu jesteśmy przekonani ze gdyby darować sobie zwiedzanie miejscowych atrakcji turystycznych i spędzić ten cały czas na plaży to urlop można by było zaliczyć do udanych.
A na koniec kolejny lokalny tuning - tym razem Opel:
Etykiety:
krym,
morze czarne,
wakacje,
wakacje na krymie,
wycieczka na krym
czwartek, 9 sierpnia 2007
Plaża plaża plaża przez 2 dni
Wszystko już spakowane karimaty, ręczniki, amatorski sprzęt do nurkowania i kremy z filtrem.
w końcu na plażę. Jupi!!!
Miejsce to ma bardzo duży potencjał turystyczny. Piękne widoki gór połączonych z morzem jednak Ukraina nie potrafi tego jeszcze wykorzystać i nie zna pojęcia "ekologia". Śmieci i syf są wszędzie - puste butelki, kartony opakowania itp. Potrafią one przyćmić walory nawet najładniejszych widoków.
Plaże na południu są kamieniste. W okolicach Jałty dodatkowo są wybetonowane i w większości prywatne - należące do ośrodków i hoteli. Na plażach ogólnodostępnych jest straszny tłok...
Woda jest ślicznie niebieska i czysta.
Brak infrastruktury sprawia ze głównymi bywalcami plaż krymskich są Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini.
Na koniec 2 dnia plażowania zwiedziliśmy pałac Woroncowa i otaczające go ogrody.
Etykiety:
krym,
morze czarne,
wakacje,
wakacje na krymie,
wycieczka na krym
środa, 8 sierpnia 2007
Deeper into Krym ;]
Kolejny dzień upłynął nam na grzaniu na południe. Na Krymie daje się zauważyć znaczna poprawę nawierzchni. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie że są takie jak w Polsce. Na podjazdach pod wzniesienia (od 9% do nawet 12%) droga rozszerza się o dodatkowy pas co ułatwia wyprzedzanie. Na południu Ukrainy widać bardzo dużo robót drogowych co niewątpliwie odróżnia Ukrainę od Polski w przygotowaniach na Euro 2012. Gdy zapytaliśmy pana w hotelu Turist we Lwowie jak tam przygotowania do Euro zaśmiał się i powiedział że na razie politycy się kłócą, ale jeśli Ukraina straci prawo organizowania imprezy z pewnością ktoś zginie z rąk mafii. To tym bardziej utwierdziło nas w przekonaniu ze to dziki kraj i dziki naród.
Późnym popołudniem zajechaliśmy do Ałupki (miasto polożone bardzo blisko Jałty) po drodze dokumentując piękne krajobrazy Krymu.
Na miejscu skorzystaliśmy z pomocy miłej pani która pomagała w znalezieniu kwater, oczywiście nie charytatywnie bo dostawała prowizję od właściciela w wysokości stawki dobowej za pokój - czyli 50$. W tym momencie stało się dla nas jasne ze Krym nie jest taki tani jak się nam wydawało.
Wynajęliśmy na 5 dni 2 pokoje o średnim standardzie każdy po 50$ za dobę, ok 500m od plaży. Mieliśmy dostęp do kuchni ze wszystkimi sprzętami i łazienki. Całe szczęście ze ciepła woda była o każdej porze a w toalecie normalny sedes, a nie dziura w ziemi jak w przydrożnych toaletach.
Auta zostawiliśmy na strzeżonym parkingu za 10 hrywien za dobę.
Wieczorem raczyliśmy się grillowanymi kiełbaskami i lokalnymi trunkami - piwem Krym i winem Masandra :)
Późnym popołudniem zajechaliśmy do Ałupki (miasto polożone bardzo blisko Jałty) po drodze dokumentując piękne krajobrazy Krymu.
Na miejscu skorzystaliśmy z pomocy miłej pani która pomagała w znalezieniu kwater, oczywiście nie charytatywnie bo dostawała prowizję od właściciela w wysokości stawki dobowej za pokój - czyli 50$. W tym momencie stało się dla nas jasne ze Krym nie jest taki tani jak się nam wydawało.
Wynajęliśmy na 5 dni 2 pokoje o średnim standardzie każdy po 50$ za dobę, ok 500m od plaży. Mieliśmy dostęp do kuchni ze wszystkimi sprzętami i łazienki. Całe szczęście ze ciepła woda była o każdej porze a w toalecie normalny sedes, a nie dziura w ziemi jak w przydrożnych toaletach.
Auta zostawiliśmy na strzeżonym parkingu za 10 hrywien za dobę.
Wieczorem raczyliśmy się grillowanymi kiełbaskami i lokalnymi trunkami - piwem Krym i winem Masandra :)
Etykiety:
krym,
morze czarne,
wakacje,
wakacje na krymie,
wycieczka na krym
wtorek, 7 sierpnia 2007
Nareszcie Krym
Jak większość późniejszych epizodów, również ten, zakończył się niemiłą niespodzianką. Cali szczęśliwi że wreszcie dotrzemy na Krym i będziemy leżeć plackiem na plaży strzaskując się na mahoń poszliśmy się rozliczyć za pokój. W tym momencie wylano na nas kubeł zimnej wody...
Okazało się ze pokój kosztował 600 hrywien za dobę, tym samym musieliśmy zapłacic całkiem pokaźny rachunek. Próbowaliśmy się bronić, i tłumaczyć że wprowadzono nas w błąd, ale zostało to nam w dosyć stanowczy sposób wyjaśnione ze jestesmy obcokrajowcami i najwidoczniej nie zrozumieliśmy tej miłej pani która pokazywała nam pokój... Z wcześniejszych doświadczeń wiemy, że obcokrajowcom zawsze da się wmówić, że coś źle zrozumiał...
Po kolejnym budującym doświadczeniu opuściliśmy Odessę w poszukiwaniu gorących plaż i milszych ludzi. Byliśmy już wykończeni ciągłą jazdą i zaskakującymi nas przygodami. Postanowiliśmy zaliczyć jeszcze jeden przystanek w miejscowości Czarnomorskoje a następnie zatrzymać sie gdzieś na południu na dłużej i w końcu odpocząć!!! Bo po to tu przyjechaliśmy....
Tak na marginesie z Pawłem wyszukiwaliśmy rodzynki lokalnego tuningu. Oto jeden z nich upolowany przy wyjeździe z Odessy:
Okazało się ze pokój kosztował 600 hrywien za dobę, tym samym musieliśmy zapłacic całkiem pokaźny rachunek. Próbowaliśmy się bronić, i tłumaczyć że wprowadzono nas w błąd, ale zostało to nam w dosyć stanowczy sposób wyjaśnione ze jestesmy obcokrajowcami i najwidoczniej nie zrozumieliśmy tej miłej pani która pokazywała nam pokój... Z wcześniejszych doświadczeń wiemy, że obcokrajowcom zawsze da się wmówić, że coś źle zrozumiał...
Po kolejnym budującym doświadczeniu opuściliśmy Odessę w poszukiwaniu gorących plaż i milszych ludzi. Byliśmy już wykończeni ciągłą jazdą i zaskakującymi nas przygodami. Postanowiliśmy zaliczyć jeszcze jeden przystanek w miejscowości Czarnomorskoje a następnie zatrzymać sie gdzieś na południu na dłużej i w końcu odpocząć!!! Bo po to tu przyjechaliśmy....
Tak na marginesie z Pawłem wyszukiwaliśmy rodzynki lokalnego tuningu. Oto jeden z nich upolowany przy wyjeździe z Odessy:
Etykiety:
krym,
morze czarne,
wakacje,
wakacje na krymie,
wycieczka na krym
poniedziałek, 6 sierpnia 2007
Odessa dzień 2
Drugi dzień w Odessie opłynął nam na zwiedzaniu miejsc polecanych przez przewodnik.
Po odwiedzeniu następujących miejsc: port, schody Potiomkinowskie - symbol Odessy, wielki teatr który aktualnie jest w remoncie, centrum, deptak i parę innych mieliśmy z Effcią wrażenie że zostały one umieszczone w przewodniku tylko po to żeby coś w nim napisać... Krótko mówiąc oprócz teatru, do którego nie było dostępu z powodu remontu, spodziewaliśmy się czegoś lepszego.Na otarcie łez i z nadzieją w sercu, że zobaczymy coś imponującego wyruszyliśmy do twierdzy Akerman. Droga była trudna i wyboista a oznaczeń prawie brak. Ostatni kilometr był przejezdny tylko dla porządnych terenówek albo lokalnych żiguli. Dotarlismy do celu po zmroku i obiekt był juz zamknięty dla zwiedzających, a wokoło buszowały chmary żądnych krwi komarów. Zrobiliśmy kilka fotek i po dłuższym błądzeniu udało nam się dotrzeć na drogę do Odessy. Zaliczyliśmy również zatrzymanie przez patrol milicji za przekroczenie prędkosci o 25km/h, ale jednej z pań udało się przekonać funkcjonariusza że mandat nie jest konieczny.
Po odwiedzeniu następujących miejsc: port, schody Potiomkinowskie - symbol Odessy, wielki teatr który aktualnie jest w remoncie, centrum, deptak i parę innych mieliśmy z Effcią wrażenie że zostały one umieszczone w przewodniku tylko po to żeby coś w nim napisać... Krótko mówiąc oprócz teatru, do którego nie było dostępu z powodu remontu, spodziewaliśmy się czegoś lepszego.Na otarcie łez i z nadzieją w sercu, że zobaczymy coś imponującego wyruszyliśmy do twierdzy Akerman. Droga była trudna i wyboista a oznaczeń prawie brak. Ostatni kilometr był przejezdny tylko dla porządnych terenówek albo lokalnych żiguli. Dotarlismy do celu po zmroku i obiekt był juz zamknięty dla zwiedzających, a wokoło buszowały chmary żądnych krwi komarów. Zrobiliśmy kilka fotek i po dłuższym błądzeniu udało nam się dotrzeć na drogę do Odessy. Zaliczyliśmy również zatrzymanie przez patrol milicji za przekroczenie prędkosci o 25km/h, ale jednej z pań udało się przekonać funkcjonariusza że mandat nie jest konieczny.
Etykiety:
krym,
morze czarne,
wakacje,
wakacje na krymie,
wycieczka na krym
niedziela, 5 sierpnia 2007
Odessa - ziemia obiecana
Pobudka po 6... Pani sprzątająca pokoje pukała do drzwi żeby nas obudzić (nie zamawialiśmy budzenia) ponieważ musiała wysprzątać pokój przed następnymi gośćmi przed 8.30 i w ten sposób zostaliśmy wymieceni z pokoju szczotką wraz z kurzem z podłogi - ciekawostka, pani z miotełką ze słomy ogarnęła pokój w 30 sekund... :D
Po szybkim śniadanku wyruszyliśmy ku Odessie.
Droga była długa, okupiona 2 mandatami Pawła. Panowie milicjanci dali się jednak przekonać ze nie warto pisać mandatu i klasycznie wzięli w łapę 30-40 hrywien. Nas zatrzymał jeszcze jeden patrol mimo że nie przekroczyliśmy prędkości. Milicjant po prostu chciał sobie obejrzeć moje BMW bo miał zamiar podobno takie kupić:)
Do Odessy dojechaliśmy późnym wieczorem. Schody zaczęły się w momencie gdy okazało się ze oba hotele polecane w przewodniku przypominają budynki po bombardowaniu (czyli są aktualnie w remoncie).
Zatrzymaliśmy się przy głównym deptaku i dziewczyny poszły szukać innych hoteli które znaleźliśmy na mapie. Po ponad godzinie nieobecności wróciły ze Sławkiem - miejscowym który zaoferował pomoc w znalezieniu noclegu. Miał to być luksusowy apartament w samym centrum za 80$ za noc. Zostawiliśmy auta pod klubem koło bulwaru i poszliśmy na spotkanie z kolegą Sławka który miał nam pokazać lokum. Ewelina i Justyna były przekonane o dobrych zamiarach tubylców a ja z Pawłem jako przedstawiciele poglądu "nie wierz w bezinteresowną pomoc na wschodzie" byliśmy mocno sceptyczni. Droga do tego "luksusowego" apartamentu wiodła przez ciemną bramę i jeszcze mroczniejsze podwórko na tyłach kamienic. W momencie gdy stanęliśmy przed drzwiami do klatki schodowej przypominającymi drzwi do chłodni i kolega Sławka nie potrafił przez 10min ich otworzyć podziękowaliśmy i oddaliliśmy się stamtąd jak najszybciej. (ja i Paweł byliśmy przekonani że właściciele kręcą snuff movies a my będziemy głównymi bohaterami Hostelu 3, albo że gdy stoimy pod drzwiami koledzy Sławka właśnie "robią" nasze auta).
Ostatecznie po błądzeniu po Odessie do 1 w nocy zatrzymaliśmy się w ładnym hoteliku w pokoju dla 4 os za podejrzanie niską cenę 300 hrywien za dobę, biorąc pod uwagę ze warunki były naprawdę przyzwoite. Nie będąc już w stanie kontynuować poszukiwań, upewniając sie 4 razy ze cena 300 hrywien za dobę jest ostateczną udaliśmy się na zasłużony spoczynek.
Etykiety:
krym,
morze czarne,
wakacje,
wakacje na krymie,
wycieczka na krym
sobota, 4 sierpnia 2007
Wakacje czas zacząć:>
*Kolor tła bloga nie jest przypadkowy. W pełni oddaje nastroje panujące podczas wycieczki :)
Pobudka o 3:30. Paweł i Justyna maja być pod naszym blokiem o 4. Właśnie zaczynamy nasze wymarzone wakacje. Jedziemy 2 samochodami ze znajomymi na Krym !
Udało się nam jakoś pozbierać i wyruszyć z Warszawy o 4.15. Skierowaliśmy się do przejścia granicznego w Korczowej. Dotarliśmy na miejsce bez problemów i po ok 2h czekania znaleźliśmy się po stronie ukraińskiej.
Pierwsze co sie rzuciło w oczy to znaczne pogorszenie stanu dróg i znaczne zagęszczenie stacji benzynowych (co było akurat pozytywne bo paliwo jest tam sporo tańsze - w naszym przypadku ropa była od 3.65 do 3.90 hrywien).
Paweł i Justyna korzystając z przewodnika wydawnictwa Bezdroża "Krym" zaplanowali bardzo szczegółowo całą wycieczkę. Naszym celem w tym dniu był Lwów. Szybko dotarliśmy do miasta, lecz ponad 2h zmarnowaliśmy na szukaniu (z powodu marnego oznaczenia i TRAGICZNEGO stanu ulic) Towarzystwa Kultury Polskiej we Lwowie które pomagało w znalezieniu kwater we Lwowie u polskich rodzin. Poszukiwania okazały się daremne ponieważ w sobotę w późnych godzinach popołudniowych było już zamknięte. Ostatecznie musieliśmy się zadowolić noclegiem w obskurnym hotelu Turist za 65grywien za parę. Warunki w pokojach pozostawiały wiele do życzenia, a ciepła woda była tylko w godzinach 6-9 rano i wieczorem. Wieczorkiem udaliśmy sie na spacer po starówce która jest jedynym miejscem godnym polecenia aczkolwiek "jaj nie urywa".
Architektura miasta jest ciekawa, ale budynki są zniszczone a drogi to w większości nierówna kostka brukowa. Aby tam się poruszać sprawnie i nie zostawić zawieszenia to trzeba mieć Hummera albo Toyotę Hilux:P. Nasze BMW nie były w stanie jechać szybciej niż 30km/h bo groziło to poważnymi uszkodzeniami (jak też na końcu wyprawy się stało:/)
Pobudka o 3:30. Paweł i Justyna maja być pod naszym blokiem o 4. Właśnie zaczynamy nasze wymarzone wakacje. Jedziemy 2 samochodami ze znajomymi na Krym !
Udało się nam jakoś pozbierać i wyruszyć z Warszawy o 4.15. Skierowaliśmy się do przejścia granicznego w Korczowej. Dotarliśmy na miejsce bez problemów i po ok 2h czekania znaleźliśmy się po stronie ukraińskiej.
Pierwsze co sie rzuciło w oczy to znaczne pogorszenie stanu dróg i znaczne zagęszczenie stacji benzynowych (co było akurat pozytywne bo paliwo jest tam sporo tańsze - w naszym przypadku ropa była od 3.65 do 3.90 hrywien).
Paweł i Justyna korzystając z przewodnika wydawnictwa Bezdroża "Krym" zaplanowali bardzo szczegółowo całą wycieczkę. Naszym celem w tym dniu był Lwów. Szybko dotarliśmy do miasta, lecz ponad 2h zmarnowaliśmy na szukaniu (z powodu marnego oznaczenia i TRAGICZNEGO stanu ulic) Towarzystwa Kultury Polskiej we Lwowie które pomagało w znalezieniu kwater we Lwowie u polskich rodzin. Poszukiwania okazały się daremne ponieważ w sobotę w późnych godzinach popołudniowych było już zamknięte. Ostatecznie musieliśmy się zadowolić noclegiem w obskurnym hotelu Turist za 65grywien za parę. Warunki w pokojach pozostawiały wiele do życzenia, a ciepła woda była tylko w godzinach 6-9 rano i wieczorem. Wieczorkiem udaliśmy sie na spacer po starówce która jest jedynym miejscem godnym polecenia aczkolwiek "jaj nie urywa".
Architektura miasta jest ciekawa, ale budynki są zniszczone a drogi to w większości nierówna kostka brukowa. Aby tam się poruszać sprawnie i nie zostawić zawieszenia to trzeba mieć Hummera albo Toyotę Hilux:P. Nasze BMW nie były w stanie jechać szybciej niż 30km/h bo groziło to poważnymi uszkodzeniami (jak też na końcu wyprawy się stało:/)
Etykiety:
krym,
morze czarne,
wakacje,
wakacje na krymie,
wycieczka na krym
Subskrybuj:
Posty (Atom)